Opływowa
czarna Yamaha wyłoniła się spomiędzy samochodów jadących w stronę centrum
międzystanową piątką. Kierowcy
trąbili na złośliwego dawcę organów, który, nie uważając w ogóle na przepisy
ruchu drogowego, minął właśnie płaski, biały budynek Los Angeles Community
Hospital i pomknął dalej. Dawcę organów? O, przepraszam. Dwóch dawców. Z czego
tylko ten siedzący z tyłu miał kask. Kierowca, brunet uśmiechnięty od ucha do
ucha, bawił się znakomicie, wymijając na
styk ciężarówki i dobijając setkę na liczniku.
-
Jeżeli tutaj nie zginiemy, Zeus nas zabije! – krzyknął pasażer. Kierujący tylko
się roześmiał.
-
Jest ryzyko, jest zabawa! I-haaaa! – zawył, w ostatniej chwili zmieniając pas,
by uciec przed samochodem.
Pod
wiaduktami i pętlami dostali się na U.S. 101. Wieżowce Downtown migały im po
bokach, gdy w szaleńczym pędzie mijali kolejne pojazdy.
- Nie ma dzisiaj zastoju! – zawołał kierowca. – Ale mamy szczęście. Nawet gliny są gdzie indziej!
- Nie ma dzisiaj zastoju! – zawołał kierowca. – Ale mamy szczęście. Nawet gliny są gdzie indziej!
-
Mam dość! – odpowiedział pasażer. – Zjeżdżamy, już!
-
Jeszcze chwila, na następnym zjeździe.
-
Nie, już!
Kierowca
nadąsał się, ale posłusznie zboczył na Fourth Street. Zmniejszył prędkość, gdy
jechali wzdłuż zdobionej balustrady.
- Gdzie jedziemy tym razem?
- Gdzie jedziemy tym razem?
-
Stańmy się gdzieś koło centrum. Tędy najszybciej chyba przez Skid Row!
Wkrótce
zagłębili się między budynki. Przed sobą widzieli strzeliste wieżowce Bunker Hill,
a po lewej stronie mijali coraz mniejsze i coraz bardziej zrujnowane domki,
pozamykane sklepy, wyblakłe, o ścianach pełnych graffiti. Motocykl zjechał w
węższe uliczki.
-
Tam jest jakaś knajpa z rybami. – Zatrzymali się koło niewielkiego baru, w
uliczce takiej jak wiele w tej dzielnicy. Odrapanej, zalanej słońcem. W
otoczeniu wyróżniała się jedynie sylwetka hotelu, kilkupiętrowa wśród
parterowych domków.
Pasażer
z ulgą zeskoczył z pojazdu i zdjął kask. Przesunął dłonią po krótko obciętej
jasnej szczecinie na głowie.
- Nigdy więcej, Matt! – Szturchnął kierowcę i rozczochrał mu i tak rozwiane włosy. – Z tobą więcej nie jeżdżę. Znajdź sobie inną ofiarę.
- Nie kłam, braciszku! – Matt odpowiedział na zaczepkę kuksańcem. Był niższy i szczuplejszy od muskularnego blondyna, ale mówił głośniej, gestykulował, ciągle się śmiał. – I tak będziesz chciał robić mi za niańkę!
- Nigdy więcej, Matt! – Szturchnął kierowcę i rozczochrał mu i tak rozwiane włosy. – Z tobą więcej nie jeżdżę. Znajdź sobie inną ofiarę.
- Nie kłam, braciszku! – Matt odpowiedział na zaczepkę kuksańcem. Był niższy i szczuplejszy od muskularnego blondyna, ale mówił głośniej, gestykulował, ciągle się śmiał. – I tak będziesz chciał robić mi za niańkę!
-
Bo ty się nie stosujesz… - Brat miał już rozpocząć wykład, gdy usłyszeli huk,
brzęk tłuczonego szkła. W kilku samochodach włączył się alarm. Spojrzał na
twarz brata, która wyrażała szok.
- Tom… słuchaj… - wydukał. – Obróć się. Tam się coś… wybuchło.
- Tom… słuchaj… - wydukał. – Obróć się. Tam się coś… wybuchło.
Tom
posłuchał. I zaklął.
W
brązowej ścianie hotelu znajdowała się dziura. Wielka, postrzępiona, z
resztkami kabli i żelbetowego szkieletu. Przez nią widzieli zwęglone ściany i
tlące się resztki mebli. Wybuch wysadził
okno, które teraz leżało na dachu czyjegoś samochodu. A na oknie…
-
Kurwa, tam ktoś jest! – Tom pierwszy ocknął się z szoku. – Dzwoń do Zeusa i na
pogotowie, ja idę sprawdzić, czy żyje.
Gdy
biegł w kierunku ofiary, ganił sam siebie w duchu. Żyje? Gdzie tam, pewnie
trup. Spadła z czwartego piętra, kto to mógł przeżyć?
Na
resztkach szkła leżała dziewczyna, drobna, czarnowłosa. Materiał kurtki na jej
plecach spalił się, widać było poparzoną, osmoloną skórę. Jej twarz i dłonie
były porozcinane przez szkło.
Wskoczył
szybko na maskę. Dotknął jej szyi. Czuł tętno.
- Ona żyje! – zawołał do Matta, który już rozmawiał przez telefon. – Bierzemy ją do szpitala…
- Ona żyje! – zawołał do Matta, który już rozmawiał przez telefon. – Bierzemy ją do szpitala…
Nie
zdążył jeszcze skończyć tego zdania, gdy zaskoczyła go dziwna nieprawidłowość.
Ranek od szkła było wyraźnie mniej, plecy wyglądały lepiej.
-
Matt, chodź tu! – Mieszanka strachu i podekscytowania odezwała się dreszczem w
dolnej części kręgosłupa.
Brat
w sekundę był przy nim. Jakby się teleportował. Na Tomie nie robiło to już
wrażenia.
-
Co, przecież wiem, że żyje – warknął Matt, z komórką przy uchu.
-
Jeszcze lepiej – szepnął Tom, uśmiechając się. – Ona się goi.
----------------------------------
Ok, to początek poważniejszej serii. A przynajmniej serii, na którą mam pomysł. Rozdział 1 niedługo. W planach mam jeszcze dokończenie i opublikowanie jednego z one-shotów z Pokolenia Podziału. To już wkrótce!
Jak zwykle bonus: cała kartka pełna Moon! Przepraszam za jakość, ale nie dysponuję skanerem, jedynie zwykłą cyfrówką.
Pozdrawiam,
Vak.
1 komentarz:
Ło kurde, jeszcze nie zdążyłam skomentować Prologu, a tu już rozdział <3 Czynnik regenerujący a'la Wolverine? (Offtop: Widziałaś może ostatni film? Jeżeli tak, to jak wrażenia?)
Hej, właściwie nie potrzebujesz bety. Jeżeli zdarzy ci się jakaś zła literówka, to skomentuję z obywatelską poprawką, o. :)
Właściwie jeszcze nie mam czego skomentować/na co narzekać pod względem fabularnym. Tylko szablon. Dziwnie się czuję widząc, że kolumna informacyjna jest szersza niż sam post xD
Matko, chciałabym pisać tak szybko jak ty ._. Pytanie - można gdzieś przeczytać tego słynnego Crossovera? I napisałaś kiedyś coś centralnie w uniwersum Marvela? Od dwóch lat siedzę na blogu grupowym o tematyce marvelowskiej, więc wiem w czym rzecz, łyknę wszystko i będę się cieszyć <3 Chyba, że ten Crossover był w klimatach Marvela, to już będę wniebowzięta.
Powtórzyłam słowo Marvel z trzy razy. Jestem złem.
Nie wiem dlaczego, ale Moonie skojarzyła mi się nagle z X-23 :D
Btw, Moonie będzie miała te blizny na oczach? I okulary? Blizny zapadły mi w pamięć najbardziej :D Masz może jeszcze swoje stare notki z bloga na onecie?
Sirastril
Prześlij komentarz