One-shot, pisany praktycznie od października. Próba wynagrodzenia za moją długą nieobecność.
Wprowadzenie Acey'a.
----------------------------------------------------------
Podnoszę
powieki, ciążą jak przysypane piaskiem. Oczy pieką, gdy dostaje się do nich
pył. Mimo ochrony, jaką daje namiot, koc i odsłonięte fragmenty skóry pokrywa
białawy proszek. Żyję w tym brudnym, pylistym świecie już kilkanaście lat i
wciąż wszędobylski kurz doprowadza mnie do szewskiej pasji. Szewc? Ach, kolejne
słowo-pamiątka po Niej. W Jej rzeczywistości też już nie istnieli szewcy.
Pozostali w powiedzonkach.
Trzeba
wstać. Wewnątrz namiotu wciąż panują ciemności, ale lodowate powietrze wciska
się bezlitośnie pod koc. Temperatura zbliża się pewnie do kilku stopni
Celsjusza. Jest tuż przed świtem, tu, na pylistej pustyni, najchłodniejsza pora
doby. Zimno budzi człowieka ze snu.
Zrywam
z siebie koc i wydzwaniając szczękającymi zębami przekleństwa wyskakuję z
łóżka. Pędzę do dzbanka i miski. Woda to biaława zawiesina, ale zmyje
przynajmniej część prochu z twarzy. W ciągu dnia twarz i ciało ochronią luźne
szaty i zwoje tkaniny, gogle osłonią oczy.
Szczelnie
zasłonięty, lecz wciąż zziębnięty, wychodzę przed namiot. Osada niewielkich
namiotów stworzonych z tego, co można znaleźć – płótna i złomu – powoli budzi
się do życia. Choć niektórzy mieszkańcy już czekają, jak co rano, na mój
codzienny rytuał. Uchylam nieco szal, by zgromadzone przed namiotem blade,
czarnowłose i drobne dzieciaki mogły zobaczyć mój uśmiech. Odpowiadają
radosnymi, lecz dzikimi grymasami ust, pokazują zaostrzone kły. Fioletowe oczy
błyszczą w wychudzonych twarzach. Odwracam się od nich i rozpoczynam bieg.
Ruszają za mną, skacząc, krzycząc, bawiąc się. Dla nich poranna rozgrzewka nie
ma sensu. Ich rasa nie martwi się zanikiem mięśni, nie obchodzi ich ryzyko
otyłości. Tracą energię w zawrotnym tempie. Gdyby były wychowane inaczej, nie
mógłbym spać spokojnie w nocy. Na szczęście nie patrzą na mnie jak na kawałek
mięsa.
Stawiam
mocne, pewne kroki, sprężyście odbijam się od podłoża, wzniecając tumany pyłu.
Zupełnie inaczej poruszałem się wiele lat temu, gdy zamknęły się za mną włazy,
brama do NeoBostonu. Gdy wiele dni wędrowałem przez pustkowie, dusząc się pyłem
i nieczystym powietrzem. Na własnej skórze poznałem objawy choroby
popromiennej. Wydawało mi się już, że umieram. Dostałem drgawek, krwawiłem,
pojawiły się wrzody. Nie miałem pojęcia, ile trwał ten stan agonii, po którym
nastała ciemność.
Obudziłem
się pokryty grubą warstwą pyłu, niesamowicie głodny i wrażliwy na światło
słoneczne. Jeszcze wtedy niewierzący, uznałem to potem za cud. Pamiętałem, jak
prosiłem Ją, by wstrzyknęła mi odrobinę swojej krwi. Roześmiała się wtedy,
tłumacząc, że do uaktywnienia się veneficium
potrzebne jest promieniowanie. Że nie wprowadzi to żadnych zmian w moim ciele.
Nalegałem. Tak, że musiała się zgodzić. Uratowała mi życie.
Kilka
dni po tym, jak odnaleźli mnie veneficus,
udało mi się przejrzeć w odłamku lustra. Zmieniłem się. Moja cera stała się
blada jak papier, włosy z ciemnego brązu ściemniały do czerni. Oczy dalej
pozostały rubinowe. Przystosowałem się do niezmiennej dawki 8 Gy
promieniowania, pozostałości po Wielkiej Wojnie. Większych zmian nie było, choć
zauważałem czasami, że niektóre ciągle trwają (przykład: przez lata mój zarost
rozszerzył się na całą szyję, prawie do obojczyków. I wciąż prowadził ekspansję
na ramiona).
Biegłem
spokojnie, pewnie, krok za krokiem. Codzienna dawka wysiłku była jak rytuał.
Jak oczyszczające katharsis. W
czasach, które już minęły, ludzie zbierali się, aby oglądać przedstawienie i
zmagania ludzi z okrutnym przeznaczeniem. Doznawali żalu i współczuli
bohaterom, aby przeżyć wewnętrzne oczyszczenie.
Jestem
mniej wymagający. Potrzeba mi tylko potu i zakwasów.
Obok
mnie obóz budził się ze snu. Drobni mężczyźni wyganiali z zagród chude krowy,
pędząc je do wodopoju, kobiety o szerokich biodrach przygotowywały stos drewna.
Najstarsza z nich, której włosy były siwe, barwy wszechobecnego pyłu, a długie
palce chude i powyginane groteskowo, wyniosła z namiotu płonący kaganek.
Czuwała przy nim całą noc, modląc się do przodków. Rozpali ogień i pójdzie
spać, aby wieczorem znów uszczknąć nieco płomieni i w świetle księżyca
prowadzić swoje zawodzenia.
Religia
tego ludu wędrującego przez pyliste pustkowie była bardzo prosta. Wierzyli w
Brata, od którego wszyscy mieli się wywodzić. Pojął on za żonę ludzką kobietę,
która zginęła podczas Wielkiej Wojny. Uciekł z dziećmi na pustynię, gdzie
założył obóz. Mężczyźni porywali branki z obozów uchodźców, córki wychodziły za
banitów i wyjętych spod prawa. Mała społeczność rozrastała się, dzieliła na
klany, niezauważana przez Miasta pod Kopułami. Hodowała krowy, ocalałe po
wojnie. Wstrzykiwali im swoją krew, by żyły. Ludzie, którzy dołączali do
drobnych dzikusów, jeśli jej nie dostali, umierali szybko, zabijani przez
choroby popromienne. Przeżywali ci, którzy mieli ich geny. I ja, obecnie jedyny
człowiek w obozie potworów.
Społeczność,
do której trafiłem, wyjątkowo nie lubiła ludzi. Była niezwykle zamożna,
ponieważ odważała się podchodzić aż pod Miasta i kraść śmieci z wysypisk, za co
złodziei ścigały roboty stróżujące. Zdecydowali, że u nich zostanę, ponieważ
przeżyłem chorobę. Przeważył głos staruszki od ognia, która oświadczyła, że
chce mieć mnie na oku, ponieważ mam oczy Siostry.
Siostra,
nazywana także Obcą albo Inną, była najgorszym wrogiem Brata. Uosabiała
wszystkich tych, którzy poddali się swojej zwierzęcej naturze, odrzucając
wszelkie więzy łączące ich z rodziną i społeczeństwem. Była pierwszą, która to
zrobiła. Symbolem jej okrutnej natury były oczy barwy krwi. Takie, jak moje.
Zakończyłem
swoją przebieżkę przy ognisku. Co rano pomagałem kobietom dorzucać opału i
wieszać na metalowym ruszcie gar z beżową papą. Smakowała strasznie, ale
mężczyznom, którzy wrócili od wodopoju, dawała siłę na cały dzień wędrówki w
poszukiwaniu pastwiska. Nie byłem do nich zaliczany – jako dziwak zostawałem w obozie z kobietami. Mogłem naprawiać ich
maszyny i uczyć ich dzieci, ale w trakcie ceremonii siedziałem razem ze
starcami.
Ognista babcia
spojrzała na mnie spode łba. Ciągle jej się wydawało, że jestem męskim
wcieleniem samego diabła. Jako jedyna nigdy się do mnie nie odzywała. Nie, żeby
szczególnie mi to przeszkadzało.
Usiadłem
na stosie opału. Gdy lura była ciepła, otrzymałem od wesołych, kształtnych
kobiet dużą miskę. Ta, która mi ją podała, przytrzymała przez chwilę moje
palce. Mariha, jedna z panien, której nie porwali jeszcze bracia żadnego z
mężczyzn. Drobna, okrągła, z czarnymi lokami sięgającymi pasa, przypominała mi
Ją. Rozmawiałem kilka razy z Marihą, usiłowałem poruszać te same rozmowy, co
przy Niej. Kiwała głową, robiła mądre miny, ale nie wywoływała żadnego drżenia,
jej dotyk nie powodował zawrotów głowy, zapach nie upajał. Nie rozumiała,
dlaczego jej jeszcze nie porwałem. A ja po prostu przestałem czuć. Od rozstania
z Nią byłem zimny, nieporuszony, jak kamień. Z tego powodu byłem pośmiewiskiem
w obozie. Dzicy nie rozumieli, dlaczego zdecydowałem się na wieczny celibat.
Pierwsi
z wodopoju wrócili młodzieńcy, prowadzący cielaki. Dokończyłem swoją porcję,
podziękowałem Marisze i zaszyłem się w swoim namiocie, obserwując sytuację.
Obsiedli wokół ognisko, żywi jak młode ptaki. Żartowali i przekomarzali się,
ale gdy dołączyli do nich mężczyźni, przyjęli wyniosłe miny młodych dorosłych.
Wyciągnąłem
spośród zawiniątek rękawicę. Pordzewiały metal i spłowiały plastik niegdyś
obejmował całe przedramię. Teraz z broni został jedynie panel kontrolny na
nadgarstku i działko laserowe. Część główną, konsolę czasoprzestrzenną,
wymontowano, zanim wyrzucono mnie z NeoBostonu, abym nie uciekł przed moją karą
w Jej świat. Drugiej rękawicy nie odnaleźli, prosiłem Ją, by została ukryta,
jako ostatnia nić, która miała nas łączyć. Kiedyś ktoś zrozumie jej działanie i
zbuduje portal.
Usłyszałem
swoje imię. W wejściu do namiotu stał wódz. Wyższy niż inni mężczyźni, z twarzą
zakrytą szalem. Opowiedział, że kilknaście kilometrów od obozu odnaleziono
przysypany piaskiem krater. Mógł to być nowy rodzaj broni lub inne zagrożenie,
w każdym razie został potraktowany jako powód do przenosin. Mam czas do
południa na złożenie namiotu i spakowanie się.
Krater
był tylko pretekstem. Nadchodziło lato i było coraz bardziej sucho. Trzeba było
przenieść się na północ w poszukiwaniu wody i roślin.
Wyruszyliśmy
gdy tylko zelżało słońce. Na początku szli mężczyźni z krowami. Na niektórych
siedziały rozbrykane dzieciaki. Bawiły się w armię, która idzie na wojnę. Krowy
stały się bojowymi rumakami, wyblakłe pledy zdobioną uprzężą. Za nimi szły
kobiety z mniejszymi dziećmi, na końcu starcy i ja. Wszyscy, ludzie i
zwierzęta, stosownie do sił, nieśli pakunki. Byłem w stanie udźwignąć cały swój
dobytek, oprócz metalowych rur wspierających namiot, które przywiązano do
grzbietu jednej z krów.
Karawana
wlokła się krok za krokiem. Biali ludzie, owinięci białymi tkaninami i białe krowy
zlewali się z białym pyłem. Czasem tylko pod tkaninami połyskiwały czarne loki
kobiet lub w odsłoniętej twarzy widoczne były fioletowe oczy, jedyne kolory tej
bezbarwnej krainy.
Na
horyzoncie widziałem szare wzgórza, czasami z pyłu wyrastał czarny, suchy krzak
albo nagie drzewo, jedyne ciemne punkty w wędrówce w pełnej bieli. Obserwowałem
czerwieniejące słońce, chylące się do horyzontu po lewej stronie, za wzgórza.
Jego promienie załamywały się na obłym kształcie. Omijaliśmy właśnie jedno z
Miast pod Kopułą, może nawet NeoBoston. Odwróciłem wzrok. To już nie był mój
świat. Na szczęście inni ciągle obserwowali.
Usłyszałem krzyki, gdy na ciemniejącym niebie pojawiły się ogniste błyski, odblaski słońca na metalowej obudowie robotów. Przypadliśmy do ziemi, stapiając się z bielą pyłu. Mężczyźni rozproszyli krowy i zmusili je do położenia się na bok. Kamery z Miasta zobaczyli wymarłe stado krów, a pomiędzy nimi trupy. Roboty ominęły nas, nawet się nie zatrzymując. To nie nas szukały. Zacząłem się zastanawiać, czy ich aktywność nie miała nic wspólnego z kraterem, który znaleziono w nocy.
Usłyszałem krzyki, gdy na ciemniejącym niebie pojawiły się ogniste błyski, odblaski słońca na metalowej obudowie robotów. Przypadliśmy do ziemi, stapiając się z bielą pyłu. Mężczyźni rozproszyli krowy i zmusili je do położenia się na bok. Kamery z Miasta zobaczyli wymarłe stado krów, a pomiędzy nimi trupy. Roboty ominęły nas, nawet się nie zatrzymując. To nie nas szukały. Zacząłem się zastanawiać, czy ich aktywność nie miała nic wspólnego z kraterem, który znaleziono w nocy.
Podnieśliśmy
się. Stojąca obok mnie babuleńka od ognia złapała mnie za rękaw. Z nienawiścią
widoczną w fioletowych oczach wysyczała, że to moja obecność ściągnęła je
tutaj. To ja sprowadzam na ziemię dziury i zarazy, to Siostra przeze mnie
czyni. A teraz przybyła na ziemię, szukając mnie. Gdy minęło moje zdziwienie
(spowodowane tym, że w ogóle się do mnie odezwała), wyjaśniła, że rano poczuła
obecność kogoś obcego. Kogoś, kto należał do ich rasy, ale nie był z plemienia.
Inny, samotnik, który naruszył ich terytorium.
Wzruszyłem
ramionami. Starcza demencja ogarniała też te drobne potworki.
Ruszyliśmy
dalej. Pozostało nam jedynie kilka kilometrów. Przed nami miało znajdować się
jezioro, zwykle przystanek w drodze na północ. Nie korzystaliśmy z niego jako z
wodopoju, ponieważ wokół było zbyt mało trawy, by starczyło nam na kilka dni.
Zmierzchało
już, gdy mężczyźni z przodu zobaczyli ciemną plamę na białym pyle. Powitaliśmy jezioro z radością. Rozłożyliśmy
się na brzegu i odciążyliśmy krowy, budując prowizoryczne namioty, nie tak
solidne, jak te stawiane na dłuższy czas. Pomogłem rozpalić ogień. Kobiety zajęły
się przygotowaniem posiłku. Na moment obóz zyskiwał swoją zwykłą rutynę.
Zapadł
zmrok, gdy usiedliśmy do jedzenia. Znów Mariha podała mi moją porcję, wódz
zaprosił do dyskusji o tym, czego poszukiwały roboty. Babcia zaświeciła swój
kaganek i zanim zniknęła w namiocie, posłała mi pełne nienawiści spojrzenie.
Sielanka trwała.
Po
drugiej stronie jeziora ktoś rozpalił ogień. W momencie wszystkie rozmowy
ucichły, wszystkie twarze zastygły, oczy zwróciły się w kierunku obcego
światła. Rozdzieliło się na dwie iskry, z czego jedna zaczęła się poruszać. Ten
ktoś szedł do nas z pochodnią, obserwowany przez kilkadziesiąt oczu. Babcia wychynęła
z namiotu, z kagankiem w ręce. Mężczyźni bezszelestnie wstali i wyszli
nieznajomemu na spotkanie. Sięgnąłem ukradkiem w stronę swoich juk, wyciągnąłem
rękawicę, założyłem ją i wstałem. Podszedłem naprzód, aby moja obecność
oddzielała kobiety od niewidocznego zagrożenia.
Zobaczyłem,
że mężczyźni się rozstępują, wpuszczając między siebie drobną postać.
Zagrodzili jej wyjście z obozu.
W
momencie powiał wiatr, uniósł białe zawoje, odsłaniając twarze. Załopotał
płachtami namiotów, zgasił płomyk w kaganku i rozdmuchał ogień, który rozpalił
się większym płomieniem.
Zobaczyliśmy
dziewczynę, niską, ubraną na czarno, jak człowiek, nie jak moje plemię.
Usłyszałem wrzask babci, która zaczęła recytować modlitwy ochronne. Spojrzałem
w jej twarz i serce zabiło mi mocniej, gdy zobaczyłem znajome, czarne loki i
małe usta. Ale zaraz uniosła wzrok i to samo serce zamarło, widząc czerwień, w
której lśnił blask ognia. Siostra.
W
ciszy, przesyconej strachem, słychać było tylko jęki staruszki i wycie wiatru.
Siostra uchyliła usta.
-
Szukam Aceiusa Cyklona, skazanego w NeoBostonie za zbrodnie przeciwko historii
ludzkości.
Ten
głos. Jej głos. O, mój…
Gdy
wystąpiłem naprzód, czułem suchość w gardle, a strach ścisnął mi brzuch.
-
To ja – mój głos brzmiał chrapliwie, niepewnie, jakbym mówił po raz pierwszy od
wielu dni.
Na
ręce miała rękawicę, tę samą, tę samą…
Podeszła
do mnie powoli. Jej usta rozszerzyły się w dzikim uśmiechu, Jej uśmiechu.
Spojrzałem w jej oczy, tak czerwone jak moje.
-
Długo cię szukałam, ojcze.
KONIEC
-------------------
Ta, pewnie już wiecie, kim ona jest :)
Pozdrawiam,
6 komentarzy:
O słodki Jeżu, ale genialneeeeeee *.* Pure epicness like a Feliks Łukasiewicz, Teen Titans i 11th Doctor <3
Jej dawno tu nie byłam :3 Tyle blogów do czytania, tak mało czasu. ;_;
Wybacz mi, dobra kobieto, że tak dawno mnie tu nie było i cię opuściłam :c Życie spadło mi na łeb. Bleh.
Ale nadrabiam zaległości :)
PS - Sirastril/Hayalet
Vakme, gdzie link do ocelnialni? Mogę się mylić, ale go nie widzę :)
Prześlij komentarz